Formacja 2014 – Medytacja 4

Medytacja 4 Idź, obmyj się

1. Niewidomy od urodzenia uchodził za grzesznika, którego należało unikać, co najwyżej pytając o przyczynę jego nieszczęścia. Jezus wchodzi w jego historię z miłością, która nie sądzi i nie doszukuje się źródła nieszczęścia. Jak ja patrzę na nieszczęście innych? Co przeżywam?

Jak dobrze widzieć Jezusa tak blisko wszystkich! Gdy z kimś rozmawiał, patrzył w jego oczy z wielką, pełną miłości uwagą: «Jezus spojrzał na niego z miłością» (Mk 10,21). Widzimy Go, otwartego na spotkanie, gdy zbliża się do niewidomego przy drodze (Mk 10,46-52) i gdy je i pije z grzesznikami (Mk 2,16), nie przejmując się, że Go biorą za żarłoka i pijaka (por. Mt 11,19). Widzimy Go, gdy pozwala, aby jawnogrzesznica namaściła Mu stopy (por. Łk 7,36) albo gdy przyjmuje nocą Nikodema (J 3,1-15). Oddanie się Jezusa na krzyżu nie jest niczym innym jak szczytowym momentem tego stylu charakteryzującego całą Jego egzystencję. Zafascynowani takim wzorem, integrujmy się dogłębnie ze społeczeństwem, dzielmy życie ze wszystkimi, wsłuchujmy się w ich troski, odpowiadajmy na ich materialne i duchowe potrzeby, radujmy się z tymi, którzy przeżywają radość, płaczmy z tymi, którzy płaczą… (EG 269).

2.Niepowodzenia czy trwałe sytuacje wywołujące poczucie bezradności nie mogą być podstawą utraty nadziei, która towarzyszyła niewidomemu i jego otoczeniu. Obecność Jezusa wzywa do rozbudzenia na nowo nadziei i odsunięcia fatalizmu i postawy lamentowania. Czy nie jestem chory na narzekanie i pesymizm?

Po pięćdziesięciu latach od Soboru Watykańskiego II, nawet jeśli doświadczamy bólu z powodu nędzy naszej epoki i dalecy jesteśmy od naiwnego optymizmu, większy realizm nie powinien oznaczać mniejszej ufności do Ducha ani mniejszej hojności. W tym sensie możemy powrócić do wysłuchania słów błogosławionego Jana XXIII z owego pamiętnego dnia 11 października 1962 r.: «Nie bez obrazy dla naszych uszu, docierają do nas głosy niektórych, którzy chociaż zapaleni gorliwością do religii, oceniają jednak fakty bez dostatecznej obiektywności i roztropnego sądu. W obecnych warunkach społeczeństwa ludzkiego nie są zdolni widzieć nic innego, jak tylko ruiny i kłopoty. […] Wydaje nam się, że powinniśmy się zdecydowanie odciąć od tych proroków nieszczęść, głoszących co najgorsze, tak jakby bliski już był koniec świata (EG 84).

3. Każdy z nas potrzebuje nowego wzroku, aby widzieć rzeczywistość we właściwych proporcjach, według miary mądrości Bożej. Istnieje pokusa zatrzymania się tylko „na swoim podwórku”. Na ile interesuję się sprawami Kościoła powszechnego, czy choćby naszej archidiecezji? Czy miara moich osobistych czy rodzinnym problemów, nie zasłania mi pespektywy wymagającej zaangażowaniu na rzecz innych, dalekich i bliskich? Z drugiej strony, czy moja mała ojczyzna jest przeze mnie kochana i upiększana? Co dla niej czynię dzisiaj?

Istnieje również napięcie między tym, co globalne, a tym, co lokalne. Należy zwrócić uwagę na wymiar globalny, aby nie ulec pokusie wąskiego, lokalnego spojrzenia. Nie można też tracić z pola widzenia tego, co lokalne: w ten sposób stąpamy twardo po ziemi. Oba te połączone wymiary zapobiegają popadaniu w jedną z dwóch skrajności. Pierwsza – gdy obywatele żyją w abstrakcyjnym uniwersalizmie globalizacji, niczym pasażerowie zadekowani w wagonie restauracyjnym, z otwartymi ustami, klaszcząc podziwiają fajerwerki świata należącego do innych. Druga – gdy stają się folklorystycznym muzeum lokalnych pustelników, skazanych na powtarzanie wciąż tego samego, niezdolnych do reagowania na to, co odrębne, oraz do podziwiania piękna, jakie Bóg roztacza poza ich granicami. Całość jest czymś więcej niż część i czymś więcej niż ich prosta suma. Nie trzeba więc zbytnio upierać się przy sprawach szczegółowych. Trzeba zawsze poszerzać spojrzenie, by rozpoznać większe dobro, przynoszące korzyści wszystkim. Pracujemy w tym, co małe, bliskie, ale w szerszej perspektywie (EG 234-235).

4. Niewidomy w rozmowie ze starszymi Izraela wskazuje na ich ślepotę, skoro nie są w stanie zrozumieć znaku Jezusa. Przez świadectwo o doznanej łasce staje się głosicielem Chrystusa. Co mnie powstrzymuje przed opowiadaniem innym o miłości Boga? Komu bałbym się powiedzieć, że Bóg jest miłością, pomimo całego ogromu zła, jakie się dzieje?

Pierwszą motywacją do ewangelizacji jest miłość Jezusa, jaką przyjęliśmy, doświadczenie bycia zbawionym przez Niego, skłaniające nas, by Go jeszcze bardziej kochać. Lecz cóż to za miłość, która nie odczuwa potrzeby mówienia o ukochanej istocie, ukazywania jej, starania się, by inni ją poznali? Jeśli nie odczuwamy głębokiego pragnienia, by ją przekazywać, musimy zatrzymać się na modlitwie, by nas ponownie zafascynowała. Stojąc przed Nim z otwartym sercem, pozwalając, by On na nas spojrzał, rozpoznajmy to spojrzenie miłości, które odkrył Natanael, kiedy Jezus stanął i powiedział: «Widziałem cię, […] gdy byłeś pod figowcem» (J 1,48). Jak słodko jest stać przed Ukrzyżowanym lub na kolanach przed Najświętszym Sakramentem i być po prostu przed Jego oczyma! Jakże dobrze jest pozwolić, by On powrócił, i dotknął naszej egzystencji i posłał nas, byśmy głosili Jego nowe życie! (EG 264).

Możliwość komentowania została wyłączona.